Zakwaterowanie

Przydzielono naszą czwórkę do Trivi, mieszkającej z mamą w wielkim 3-piętrowym mieszkaniu posiadającym dwupiętrowy taras. Przy pierwszej okazji każdy z nas dostał własne klucze do domu. Budynek znajduje się w kamienicy niedaleko „Plaza de Cuba” w Trianie. Wchodząc do mieszkania uderza w nas przyjemny chłodek. Na parterze znajduje się salon, a za nim wejście do kuchni połączonej z jadalnią, w której codziennie spożywamy smaczne posiłki. Posiadamy całodobowy dostęp do podstawowych urządzeń kuchennych takich jak lodówka, ekspres do kawy czy toster. Wchodząc na pierwsze piętro po lewej stronie zauważamy pokój naszej „Mamy”, a po prawej dwuosobowy pokój z małymi balkonikami. Przy pokoju znajduje się łazienka z wanną. Na trzecim piętrze znajduje się ostatni i największy pokój z wyjściem na taras oraz osobną łazienką. Do tarasu mamy swobodny dostęp. Komunikacja z naszą opiekunką jest bezproblemowa. Jeżeli danie nam nie przypada do gustu, możemy swobodnie poinformować ją o tym, a ona szybko wymyśli zamiennik. Skorzystaliśmy z tego tylko raz, ponieważ wszystkie pozostałe miejscowe posiłki przyrządzane przez naszą gospodarz są smaczne. 

                                                                                                                                               Mikołaj Bacior, Bartłomiej Bielak, Kacper Mila, Patryk Ziętek

 

     Mieszkamy z przemiłą, pracowitą i pomocną Panią Mariangeles, w przeciętnej wielkości bloku z dwoma balkonami, siedmioma pokojami i dwoma łazienkami. Wszystko urządzone gustownie w stylu lat 90. Dzielimy się na dwa pokoje czyli Dawid Sornik z Bartłomiejem Błasiakiem, oraz Mateusz Buchczyk z Grzegorzem Sznajderem. Razem z nami mieszka uroczy kot o imieniu Nila. W pokojach mamy wszystko czego nam potrzeba. Do dyspozycji mamy duże i pojemne szafy oraz wygodne łóżka. Najbardziej jednak jesteśmy zadowoleni z dobrych wiatraków bez których ciężko byłoby znieść tutejsze upały. Do dyspozycji mamy również dobrze wyposażoną łazienkę, w której są wszystkie potrzebne do codziennego życia rzeczy. Używamy również dobrze działającej sieci Wi-fi. W ciągu tygodnia do domu musimy meldować się o godzinie 00:00, jednak weekend był zawsze do uzgodnienia i nigdy nie narzekaliśmy.

     Pani Mariangeles, podczas wspólnych posiłków z miłą chęcią opowiadała ciekawe rzeczy oraz odpowiadała na masę naszych pytań. Właścicielka pomimo wieku, dobrze zna angielski i bez problemu można się z nią dogadać np. w sprawie obiadów. O 8:30 czekało na nas śniadanie , a od 15:00 lunch. Kolacja była zawsze do ustalenia chociaż przeważnie była o godzinie 22:0. Jedzenie oceniamy na bardzo dobre, chociaż wiadomo, zdarzały się takie, które komuś nie podpasowały. Codziennie uzgadnialiśmy jadłospis na kolejny dzień, więc można było wybierać takie dania, które każdemu smakowały. Oprócz standardowych dań takich jak pizza, burgery, frytki czy spaghetti mieliśmy możliwość spróbować tutejszych potraw. Z różnymi skutkami ale jednak. Miłym gestem było zabranie nas przez Panią domu do restauracji. Tradycją były zimne lody po ostatnim posiłku dnia, które osładzały nam wieczór.

                                                                                                                                                                  Bartłomiej Błasiak, Mateusz Buchczyk, Dawid Sornik, Grzegorz Sznajder

     Wiedząc, że przyjedziemy do Hiszpanii na praktyki, byliśmy bardzo podekscytowani szansą która była nam dana, jednak z tyłu głowy mieliśmy iż kultura w Sevilli jest znacznie inna niż w ukochanej Polsce. Wprawiało nas to w ekscytację, jak i wzbudzało trochę lęku. Emocje pomnażał fakt, że będziemy mieszkać u rodziny hiszpańskiej.

      Gdy przyjechaliśmy do rodziny, zostaliśmy ciepło przyjęci przez czteroosobową rodzinę. Na początku przywitała nas pani gospodyni – Rocio razem z mężem Antonim. Zaprosili oni nas do pokoju w którym przedstawili nam czego nie możemy robić; a nie mogliśmy korzystać z kuchni, z lodówki i myć się po północy. Powiedziała nam też kiedy będzie robić pranie i sprzątać pokoje. Po tym gdy wysłuchaliśmy zasad wręczyliśmy prezent, z polskimi przysmakami. Także bracia Jorge i Gonzalo miło nas przyjęli. To właśnie oni pokazali nam nasze pokoje. Były one całkiem przestronne, miały białe ściany, duże okno, łóżka i szafy. Szybko się zaaklimatyzowaliśmy, i po kilku dniach czuliśmy się wręcz jak w domu. Cały dom jest połączony długim korytarzem z którego wchodzi się do poszczególnych pokoi. Pani Rocio od początku chciała nam pokazać kuchnię hiszpańską. Jedliśmy: Croquetas czyli podobne do polskich krokietów kulki z mięsem i serem, Gazpacho jako napój do picia, potrawka z Chorizo, Tortilla de Patatas i wiele innych dań. Niektórym te typowo hiszpańskie dania smakowały, niektórym nie. Gazpacho smakowało tylko jednej osobie, jednak Croquetas zjedli ze smakiem wszyscy. Dania hiszpańskie są naprawdę inne od polskich w smaku i w konsystencji. Jedną z najwspanialszych rzeczy w obiadach było to, że prawie zawsze jedliśmy je razem, mogliśmy porozmawiać z osobami które nas goszczą o Polsce, Hiszpanii, różnicach kulturowych czy o tym co nam smakuje a co nie. Myślę, że najbardziej szokującą kulinarnie rzeczą były ślimaki, pomimo, że niektórzy nie spróbowali ich wcale, to gdy się ich spróbowało, miało się w ustach miękką konsystencję o smaku porównywalnym do grzybów lub niesolonego popcornu.

      U pani Rocio mieszkaliśmy w pięcioosobowej grupie: Krzysztof Reichman, Miłosz Rocznik, Jakub Holak, Łukasz Dudziński, Kamil Tomczak. Mieszkało nam się dobrze, domownicy byli życzliwi i zawsze otwarci na rozmowę. Powiedzieli nam o ciekawych miejscach w Sewilli np. Plaza de España, Alcazar i o Katedrze. To był naprawdę dobry czas poznawania hiszpańskiej kultury i drugiego człowieka, a to wszystko było możliwe dzięki wspaniałej rodzinie.

                                                                                                                                                   Łukasz Dudziński, Jakub Holak, Krzysztof Reichman, Miłosz Rocznik, Kamil Tomczak

Nasza dwójka (Jurek i Rafał) została przydzielona do rodziny żyjącej w niewielkim mieszkaniu w okolicach Triany, która to jest dzielnicą Sewilli. Wystrój mieszkania, dzięki występujących w oknach witrażach i licznej egzotycznej manufakturze, wprowadza ciekawy, lekko starodawny klimat. Na półkach w salonie dostrzec można zabytkowe wynalazki, takie jak analogowy gramofon, czy prawdopodobnie przedwojenna, maszyna do szycia. Właścicielką tego mieszkania jest średniego wieku miła i niska kobieta o imieniu Teresa wraz z synem koło dwudziestki, Javier’em, ale z nim tak często się nie widujemy. Wśród domowników jest też dwójka Polaków z Lublina, Łukasz i Wiktor, którzy podobnie jak my, przyjechali tu z projektu unijnego żeby zdobyć zawodowe doświadczenie. Głównym problemem łączącym wszystkich mieszkańców jest komunikacja, ponieważ ani żaden z Polaków nie potrafi w wystarczająco dobrym stopniu porozumieć się po hiszpańsku, ani Hiszpanie nie posiadają wystarczających zasobów wiedzy z języka angielskiego. Dlatego wspomagamy się internetowym translatorem, jednocześnie z dnia na dzień coraz bardziej rozumiejąc się bez niego. Pokój w którym mieszkamy jest raczej małych rozmiarów, ale przecież to tylko miejsce żeby odłożyć torbę, pójść spać i przechować ubrania. Jako że znajdujemy się w Andaluzji, pani domu często przyrządza potrawy typowe dla tego właśnie regionu. Nie wszystko w kwestii smaku nam odpowiada, ale po potrawach takich jak kurczak z kurkumą w ryżu czy salmorejo, prosiliśmy o dokładki. Zdarza się też tak, że odmawiamy jedzenia w domu żeby wypróbować czegoś bardziej egzotycznego w tutejszych restauracjach. Jednego jesteśmy pewni, po otrzymaniu kilku polskich przysmaków, nasza rodzina była zadowolona.

                                                                                                                                                                                                     Rafał Jańczak, Jerzy Siemion