Wycieczka na Gibraltar
Cały wyjazd miał się rozpocząć 25.07.2021 od zbiórki na dobrze już nam znanym – Plaza de Cuba, to było właśnie pierwsze miejsce na którym postawiliśmy nasze stopy w Sewilli. Myślę, że to była jedna z najbardziej wyczekiwanych wycieczek: odwiedzenie nowego państwa czyli Wielkiej Brytanii, swobodna rozmowa w języku angielskim, funty czy cel całej wycieczki – Skała Gibraltarska to wszystko przyczyniało się do ogromnej ekscytacji.
O godzinie 9.00 wyjechaliśmy, droga trwała 2 godziny a krajobrazy za oknem były klasyczne dla Hiszpanii latem, mieszanka zieleni i żółci, którą dawały żywa, zielona roślinność z tą martwą, żółtą i trochę pomarańczową. W końcu dojechaliśmy do Gibraltaru, a pierwszy widok skały Gibraltarskiej zaparł wszystkim dech w piersi. Duża część grupy nie mogła się także doczekać żeby zobaczyć samolotów i pasu startowego. Choć do Hiszpanii przylecieliśmy samolotem, możliwość zobaczenia tych ogromnych maszyn z tak bliska, a także przejście po pasie, z którego startują była ogromną atrakcją, a hasło „zaraz po lewej, będzie lotnisko” najlepszym żartem tej wycieczki.
Wyruszyliśmy w drogę od strony hiszpańskiej, nasz pierwszy cel – dostać się na terytorium Wielkiej Brytanii. Kontrola graniczna przeszła bardzo gładko, jednak mieliśmy jedną śmieszną sytuację… Jeden kolega z naszej grupy został zapytany czy jesteśmy reprezentacją piłkarską. Myślę, że to za sprawą koszulek projektowych które nosiliśmy. Po wytłumaczeniu, że jednak nie jesteśmy drużyną piłkarską, przeszliśmy na terytorium Gibraltaru, naszym celem – podnóże Skały Gibraltarskiej.
I to właśnie droga do podnóża góry była pierwszym zaskoczeniem. Ulice im bliżej Skały, robią się coraz bardziej strome w końcu tak bardzo, że mogą pokazywać jak będzie przez resztę drogi. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do podnóża góry a także zobaczyliśmy pierwsze widoki – rozciągające się po drugiej stronie zatoki – Algeciras, a także góry na wybrzeżu afrykańskiego Maroko – Jebel Musa. Był to wspaniały widok, woda w całej zatoce odbijała piękne słońce i bezchmurne niebo. Statki dodawały uroku, a ich powolne pływania sprawiało wrażenie jakby dopiero minęło parę minut. Po chwili odpoczynku, ruszyliśmy dalej odwiedzić „Devil’s Gap Battery”, miejsce to ma ogromne o działo z niemałym bunkrem. Po zrobieniu paru zdjęć na dziale byliśmy gotowi żeby iść dalej, a drogi nam nie brakowało.
Następną rzeczą jaką zobaczyliśmy było „Prince Ferdinand’s Battery”, w tym miejscu jak czytaliśmy mieliśmy zobaczyć pierwsze małpy. Niestety, nie byliśmy w tym dniu szczęśliwi i jeszcze wtedy ich nie zobaczyliśmy. Następnie przekroczyliśmy „Windsor Suspension Bridge”, most który się prawdziwie bujał. Dla niektórych przejście przez ten most to było prawdziwe wyzwanie, a na pewno nie pomagali im reszta grupy która skakała, kołysała mostem; jednak wszyscy przeszli przez most i byli bardzo zadowoleni. Z mostu poszliśmy wprost na „Queens Balcony” to w tym miejscu Królowa Elżbieta jak pisze pamiątkowa tabliczka „zawarła przyjaźń z małpkami”.
Z „Queens Balcony” ruszyliśmy wprost do „Saint Michael’s Cave”, to właśnie tutaj na lusterku samochodu zobaczyliśmy wiszącą małpę, po niej kolejna mała małpka przebiegła między nami. Zaczęliśmy robić pierwsze zdjęcia, a także wchodzić, kupować jedzenie i napoje na dalszą drogę. Przy wejściu na stole siedziała naprawdę ogromna małpa która wyglądała jakby była do tego stołu wręcz przyklejona. Ludzie siadali koło niej i robili niesamowite fotografie. Zaczęliśmy zwiedzać jaskinie, była ona naprawdę piękna, skały rzeźbione przez wodę, niesamowite światła zapierały dech w piersiach, niektórym zapierały ten dech krople wody spadające na głowę lub kark. Po przejściu kawałek dalej zobaczyliśmy komnatę w której były ustawione krzesła. Wszystko wyglądało jak sala koncertowa.
Jaskinia św. Michała była wspaniałym miejscem jednak naszym głównym celem był szczyt. Kolejne kilometry drogi dawały o sobie znać, jednak każdy dotarł do miejsca zwanego „Douglas Lookout”. Miejsce to było schronem z wieloma dziurami przez które można było zobaczyć Morze Alborańskie, jedna z tych dziur prowadziła na punkt widokowy, który naprawdę zapierał dech w piersiach: zbocze góry, plaża, piękne morze i akurat jakby dla nas zaplanowane lądowanie samolotu było wspaniałym przeżyciem które myślę, że nie zapomnimy. Po zrobieniu wielu wspaniałych zdjęć ruszyliśmy do kolejnego miejsca „Skywalk Gibraltar”.
Miejsce to otworzył sam Luke Skywalker (a właściwie aktor go grający – Mark Hamill) w asyście Star Warsowych klonów. Szklana platforma naprawdę potrafi dostarczyć wrażeń, a widok z niej jest po prostu piorunujący. Na jej szczycie jest także koło na którym wyryte są odległości do wielu miast świata. Przebywanie tam po chwili staje się naprawdę przyjemne, szybko zapomina się o widoku pod sobą i skupia się swoją uwagę w te piękne morze które mogłoby się z skywalku wydawać rozprzestrzenia się po całym świecie.
Następnie poszliśmy odwiedzić miejsce w którym małpki są karmione, było ich tam naprawdę dużo, po oglądaniu i zdjęciach wyznaczyliśmy ostateczny cel, najwyższy szczyt. Po kilkunastu minutach drogi i paru napaściach na plecaki które urządziły nam małpy dostaliśmy się na najwyższy punkt. Widok który oglądaliśmy tyle czasu nawet trochę się nie znudził i byliśmy po raz kolejni zachwyceni, to właśnie w tym miejscu niektórzy z nas mieli małpki chodzące po barkach. Minęło trochę czasu i zaczęliśmy schodzić. Zejście trochę trwało bo zdecydowaliśmy się obejrzeć jaskinie z historią generała Sikorskiego która była po drugiej strony góry.
Poza odwiedzeniem „Word War II Tunnel” w którym to właśnie były tabliczki z historią Gibraltaru w czasie wojny a także generała Sikorskiego, odwiedziliśmy także „Great Siege Tunnels” z historycznym systemem obronnym wyrytym w skale, obejrzeliśmy tam wystawy, rzeźby, armaty a wszystko w tunelach wyrytych w skale. Na sam koniec odwiedziliśmy „Moorish Castle” czyli zamek z pięknymi krajobrazami które można oglądać ze szczytu wieży.
Po zwiedzeniu tych trzech rzeczy zeszliśmy już do miasta w którym mieliśmy jeszcze godzinę wolnego. Korzystając z okazji poszliśmy do sklepu, w którym dało się kupować i w funtach, i w euro, po czym każdy z nas przekroczył granicę na własną rękę. Nikt nie miał problemu i o wyznaczonej godzinie, spotkaliśmy się po stronie hiszpańskiej, żegnając Gibraltar i 500 metrową Skałę na której spędziliśmy praktycznie cały dzień. To był niezapomniany czas, wypełniony kolorami, krajobrazami, zwierzętami, których się tak często nie spotyka, wysiłkiem i radością z osiągnięcia wyznaczonych celów.
Jakub Holak