Podróż do Sewilli, zwiedzanie Malagi
Jest 12 lipca 2021 roku… jednak godzina dosyć młoda, bo dopiero 3:40. W końcu doczekaliśmy się długo obiecywanej podróży do słonecznej Hiszpanii. Świetna perspektywa i motywacja w porównaniu do ostatnich i obecnie panujących burz na terenie Polski. Wszystko od samego początku działało jak w zegarku i pomimo wczesnej godziny nikt się nie spóźnił, bo z emocji akurat w moim przypadku nawet nie udało mi się na chwilę przed wyjazdem zasnąć. Ostatnie przemyślenie czy wszystko ze sobą zabrane, no to odjazd! Na lotnisko dojechaliśmy w świetnej, wesołej atmosferze jednak dosyć szybko, przez co musieliśmy czekać do 6:20 na odlot. W międzyczasie odezwały się brzuchy na poranną kawę czy jajecznicę, jednak po spojrzeniu na obecnie panujące ceny na lotniskach najedliśmy się samymi obrazkami.
Nadeszła długo oczekiwana 6:20 – tam ktoś biega, tu ktoś krzyczy, gdzie indziej ktoś kogoś woła jednak dzięki świetnej organizacji byliśmy jedną z nielicznych grup osób, które po prostu stały i czekały na swoją kolej. Oczywiście wszyscy uczestnicy projektu i opiekun zostali zaszczepieni dzięki czemu nie musieliśmy przeznaczać dodatkowej gotówki na testy. Po wejściu do samolotu okazało się, że był to dziewiczy lot niektórych z naszych uczestników. Cieszę się, że dzięki ZST i Unii Europejskiej spełnili swoje marzenia, a także poczuli na własnej skórze, co to znaczy wzbić się w powietrze i lecieć z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę, kiedy inni śpią.
Po godzinie 10:00 wylądowaliśmy w Maladze. Niczym bogaci biznesmeni zostaliśmy wypuszczeni z samolotu rękawem od razu na lotnisko i przetransportowani busem nad miejscową plażę. Od razu mogliśmy zauważyć, iż obostrzenia w Hiszpanii są nieco bardziej zaostrzone w porównaniu do Polski. Nakaz zasłaniania nosa i ust przez maseczki jest pilnowany i obowiązkowy na przykład na ulicy, gdy mijamy kogoś w odległości mniejszej niż 1,5 metra. Na szczęście nikt nie ma z tym problemu, ponieważ wiemy, że jeżeli chcemy w dobrej atmosferze i spokoju przeżyć tą mobilność, to stosowanie się do obostrzeń mimo przeszkód jest najważniejsze!
Pomimo wysokiej temperatury, bo około 35 stopni zwiedziliśmy najważniejsze punkty miasta i weszliśmy na najwyższy w Maladze punkt widokowy i ujrzeliśmy całe miasto z tak naprawdę jednego miejsca. Do tego przygrywał lokalny skrzypek melodię… W pewnym momencie przyszło mi nawet na myśl, czy ja po prostu nie zaspałem na zbiórkę w Bytomiu i czy dalej nie śpię.
Po zejściu ze wzgórza Gibralfaro określiliśmy miejsce zbiórki i mieliśmy czas wolny. Nikt nie wiedział w sumie, od czego zacząć, więc zaczęliśmy od spróbowania lokalnego menu popularnych fast foodów. Burger King okazał się dwa razy droższy od naszego i zdecydowanie słabszy w naszej opinii. Ewidentnie Hiszpanie preferują smaki kwaśne. Potem udaliśmy się na plażę i ubrudziliśmy sobie tylko buty, bo okazało się, że ten piasek ma w sobie więcej kamieni i czarnego pyłu niż piasku, a i tak do wody nawet nie podeszliśmy, bo była ona oblężona przez tutejsze starsze osoby. Prawdopodobnie byśmy tej walki nie wygrali, więc wolnym krokiem udaliśmy się na miejsce zbiórki, na które podjechał po nas autokar i zawiózł nas do Sewilli.
Około godziny 19:30 byliśmy już na rondzie (Plaza de Cuba) w Sewilli, gdzie czekały na nas nasze hiszpańskie mamuśki. Nasza wsadziła nas do taksówki, a sama wracała na rowerku. Pierwsze wrażenia były takie, że nie ma opcji, że się dogadamy. Oni tylko po hiszpańsku, my po polsku i tylko czekaliśmy na to, co się wydarzy. Na szczęście znaleźliśmy wspólny język, czyli język angielski, który nasza mama dosyć dobrze zna. Wchodzimy do mieszkania, temperatura wzrosła już chyba do 40 stopni jednak w mieszkaniu okna pozamykane, rolety opuszczone i temperatura o połowę niższa. Na powitanie wielkie Hola! bogata kolacja na stole i uśmiech, który utwardził nas w przekonaniu, że to będzie świetnie spędzony czas i że na pewno się dogadamy.
Dawid Sornik